Showing posts with label recenzja. Show all posts
Showing posts with label recenzja. Show all posts

Monday, June 18, 2012

Inception (2010)

http://www.collider.com/
Tak wiem, że film ma swoje lata i pewnie już wszyscy obejrzeli, ale niedawno oglądałam go po raz drugi i chciałabym podzielić się wrażeniami.

Za pierwszym razem, szczerze mówiąc, nie byłam zachwycona filmem, choć wszyscy dookoła chwalili go sobie. Wydał mi się zbyt skomplikowany i zaplątany, przepełniony efektami specjalnymi. Dopiero oglądając produkcję po raz drugi (po roku co prawda, ale mniejsza z tym:), mając już jakieś ogólne pojęcie o czym jest film (które uzyskałam po obejrzeniu, bo z recenzji nie zawsze można wywnioskować o czym jest dany film, gdyż często wyrażają one tylko subiektywne opinie recenzentów) mogłam skoncentrować się na przekazie, nie rozpraszając uwagi na efekty specjalne. A zatem, po drugim obejrzeniu Incepcja wywarła na mnie o wiele lepsze wrażenie niż na początku. Film daje dużo do myślenia o tym, jak można człowiekowi zasiać w podświadomości jakiś pomysł, o którym ten nie będzie mógł zapomnieć, który pochłonie go całkowicie, odmieni jego życie i jednocześnie osoba ta będzie przekonana, że sama tak chciała. 

Takie sytuacje zdarzają się nie tylko w filmie, z tym że w życiu wcale nie trzeba nikogo pogrążać w trzy sny jeden w drugim, żeby coś ludziom wmówić. Wystarczy pranie mózgu.

Thursday, October 6, 2011

Drive

Najwyraźniej nie zrozumiałam tego filmu. Po seansie chciałam biec do kasy i prosić, żeby mi zwrócili kod promocyjny albo pieniądze, żebym mogła pójść na jakiś inny! Film ten został zaprezentowany publiczności, m.in. na stronie kina, jako akcja, dramat. Akcji w tym filmie może nazbiera się na 5 minut, a może i nie. A dramatem były stroje głównego bohatera.


Jeśli mnie ktoś zapyta, o czym był ten film, nie będę w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Może o wyścigach? Ale wątek wyścigowy skończył się nie zdążywszy się dobrze zacząć. Shannon (właściciel garażu, gdzie pracował Driver) wyprosił u znajomego biznesmena/gangstera pieniądze na start, które chciał zainwestować w głównego bohatera. Inwestor miał okazję jeden raz zobaczyć kierowcę na torze i na tym właściwie koniec.

A może film był o nocnej pracy głównego bohatera? Oferował on swoje usługi transportowe tym, którzy chcieli ukryć się z kradzionymi pieniędzmi przed policją. Temu poświęcono kilkanaście minut na samym początku filmu i powrócono do tego wątku, kiedy główny bohater pomagał Gabrielowi, mężowi swojej sąsiadki (w której zresztą się podkochiwał) okraść lombard, żeby zwrócić długi kolegom z więzienia. Tym razem ucieczka się nie do końca udała, mąż został śmiertelnie postrzelony, ale Driver odjechał z dziewczyną i pieniędzmi.

A może to jednak film o zemście? Po śmierci Gabriela Driver rozpoczął prześladowanie tych, którzy stali za śmiercią sąsiada. Udało mu się zresztą wszystkich załatwić i ranny (dostał nożem w brzuch) pojechał w siną dal pozostawiając ostatnią ofiarę i pieniądze na parkingu oraz owdowiałą sąsiadkę z kilkuletnim dzieckiem na pastwę losu.

Ogólnie film dosyć nudny, krótkie i sztywne dialogi, mało emocji, długie pauzy między wypowiedziami i skąpa ścieżka dźwiękowa. Niektórzy mogą powiedzieć, że to dodawało tajemnicy. Tajemnicę tę co jakiś czas rozwiewały sceny zabójstw pożyczone od Tarantino. Miałam wrażenie, że sam Quentin wprowadził pewne zmiany do scenariusza, żeby dodać trochę akcji do „akcji”.

Nawet nie można było w pełni docenić i podziwiać Ryana Goslinga ponieważ, nie wiadomo z jakiej przyczyny, kostiumolodzy stwierdzili, że do tej roli najlepiej pasuje strój „pedałowaty”. Otóż przez cały film Driver paradował w obcisłych spodniach i krótkiej koszulce dżinsowej oraz białej (nie wiem czy nie atlasowej) kurtce z dużym pomarańczowym skorpionem na plecach.

Nic dziwnego, więc, że przez cały film chichrałyśmy się z kuzynką, a kolega z tyłu po seansie nie wytrzymał i doradził nam, żebyśmy następnym razem kupiły bilety na Smerfów. Chyba ma rację, lepiej byśmy poszły na Smerfów! :)



 

Thursday, February 24, 2011

Legally Blonde (2001)

To jest mój ulubiony film, który mogę oglądać i oglądać i mi się nie nudzi. Kiedy mam zły humor, włączam sobie i działa od razu. I choć niebieskooka blondynka może niektórych wkurzać swoimi "logicznymi" wnioskami i wystrzelonymi w kosmos planami, uważam, że w niektórych aspektach jest ona warta naśladowania.

Zacznijmy od tego, że miała odwagę zostawić swój różowy świat, gdzie wszyscy ją lubili i pojechać na nudne studia prawnicze po to, żeby zrealizować swój plan. Nawet ostrzeżenia ojca "Darling, law school is for people who are boring and ugly and serious" nie przeszkodziły.

Pomimo to, że na początku napotykała na same trudności i niemiłych ludzi, którzy chcieli jej pokrzyżować plany ona potrafiła uśmiechać się w odpowiedzi na ich kwaśne miny i dziwne spojrzenia. Właśnie tak powinna iść przez życie kobieta, podążać na przód z podniesioną głową, z uśmiechem na twarzy nie przejmować się "hienami", które chcą jej popsuć plany.

Główna bohaterka jest ładna, zadbana, elegancka i ma w sobie to "coś", co nie pozwala o niej zapomnieć (np. perfumowane CV na różowej kartce). Oprócz tego pokazała wszystkim, że nie jest głupią blondynką, że potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji (nawet na poważnie zająć się studiami, chociaż to nie wchodziło początkowo do jej planów).

Pokazała wszystkim, że warto wierzyć w ludzi, warto wierzyć w siebie, angażować się we wszystko z pasją oraz że nawet w "boring suits" można wyglądać pociągająco:)

Burlesque (2010)

Historia utalentowanej dziewczyny z prowincji, która przeprowadza się do dużego miasta z nadzieją zrealizować swoje marzenia jest często przedstawiana w produkcjach zachodnich. Jako przykład można podać film "Coyote ugly" ("Wygrane marzenia"), gdzie nawet scena z okradzionym mieszkaniem jest taka sama, tyle że pieniądze były schowane u jednej w lodówce, a u drugiej w toalecie (moja kuzynka powiedziała "Lepiej by założyła sobie PO Box zamiast trzymać pieniądze w mieszkaniu;)). Pomyślałam, że okradną główną bohaterkę już w momencie, kiedy ona te pieniądze chowała w tej toalecie:)Udawało mi sie nawet zgadnąć całe frazy ze scenariusza.
Nie jest to film ambitny, niemniej jednak, jest bardzo lekki, momentami zabawny, bezwstydny, wulgarny i ogląda się dosyć przyjemnie. Dużo pięknych kobiet, figlarnych strojów, energicznych tańców i muzyki. W sam raz na poprawę nastroju. Kobiety również mają na co popatrzeć. Mam na myśli barmana Jack'a i jego pudełko z ciasteczkami ;)


Poza tym warto podkreślić niesamowite głosy Christiny i Cher. Ta ostatnia, trzeba przyznać, wciąż bardzo dobrze się trzyma pomimo, że jest już nie pierwszej młodości, w odróżnieniu od młodszych od niej Whitney Houston czy Marie Fredriksson z Roxette. Oczywiście wygląda, jak wygląda nie bez pomocy chirurgii plastycznej, ale to już oddzielny temat.

Niektórzy krytycy określają wątek miłosny pomiędzy Ali i barmanem Jackiem jako staroświecki. I tak jest, uczucie rozwija się powoli, nie narzuca się i nie dominują sceny łóżkowe. Osobiście nie widzę w tej staroświeckości nic złego. Tak naprawdę miłość jest trochę staroświecka. Zakochany mężczyzna jest raczej nieśmiały, jakby się boi zrobić jakiś zły krok, żeby nie spłoszyć obiektu swoich uczuć. I ta "staroświeckość" wątku miłosnego bardzo dobrze kontrastuje ze skąpymi ubiorami wyzwolonych panienek, które można podziwiać w akcji przez większość filmu. 

Ja rozdzielam filmy na kilka kategorii. Są takie, które nie mogę oglądać i wyłączam po 10 minutach. Takie, które mogę obejrzeć raz i takie, które jestem w stanie oglądać po kilka razy. O Burlesque powiem tak, obejrzałabym go jeszcze raz.