Thursday, October 6, 2011

Drive

Najwyraźniej nie zrozumiałam tego filmu. Po seansie chciałam biec do kasy i prosić, żeby mi zwrócili kod promocyjny albo pieniądze, żebym mogła pójść na jakiś inny! Film ten został zaprezentowany publiczności, m.in. na stronie kina, jako akcja, dramat. Akcji w tym filmie może nazbiera się na 5 minut, a może i nie. A dramatem były stroje głównego bohatera.


Jeśli mnie ktoś zapyta, o czym był ten film, nie będę w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Może o wyścigach? Ale wątek wyścigowy skończył się nie zdążywszy się dobrze zacząć. Shannon (właściciel garażu, gdzie pracował Driver) wyprosił u znajomego biznesmena/gangstera pieniądze na start, które chciał zainwestować w głównego bohatera. Inwestor miał okazję jeden raz zobaczyć kierowcę na torze i na tym właściwie koniec.

A może film był o nocnej pracy głównego bohatera? Oferował on swoje usługi transportowe tym, którzy chcieli ukryć się z kradzionymi pieniędzmi przed policją. Temu poświęcono kilkanaście minut na samym początku filmu i powrócono do tego wątku, kiedy główny bohater pomagał Gabrielowi, mężowi swojej sąsiadki (w której zresztą się podkochiwał) okraść lombard, żeby zwrócić długi kolegom z więzienia. Tym razem ucieczka się nie do końca udała, mąż został śmiertelnie postrzelony, ale Driver odjechał z dziewczyną i pieniędzmi.

A może to jednak film o zemście? Po śmierci Gabriela Driver rozpoczął prześladowanie tych, którzy stali za śmiercią sąsiada. Udało mu się zresztą wszystkich załatwić i ranny (dostał nożem w brzuch) pojechał w siną dal pozostawiając ostatnią ofiarę i pieniądze na parkingu oraz owdowiałą sąsiadkę z kilkuletnim dzieckiem na pastwę losu.

Ogólnie film dosyć nudny, krótkie i sztywne dialogi, mało emocji, długie pauzy między wypowiedziami i skąpa ścieżka dźwiękowa. Niektórzy mogą powiedzieć, że to dodawało tajemnicy. Tajemnicę tę co jakiś czas rozwiewały sceny zabójstw pożyczone od Tarantino. Miałam wrażenie, że sam Quentin wprowadził pewne zmiany do scenariusza, żeby dodać trochę akcji do „akcji”.

Nawet nie można było w pełni docenić i podziwiać Ryana Goslinga ponieważ, nie wiadomo z jakiej przyczyny, kostiumolodzy stwierdzili, że do tej roli najlepiej pasuje strój „pedałowaty”. Otóż przez cały film Driver paradował w obcisłych spodniach i krótkiej koszulce dżinsowej oraz białej (nie wiem czy nie atlasowej) kurtce z dużym pomarańczowym skorpionem na plecach.

Nic dziwnego, więc, że przez cały film chichrałyśmy się z kuzynką, a kolega z tyłu po seansie nie wytrzymał i doradził nam, żebyśmy następnym razem kupiły bilety na Smerfów. Chyba ma rację, lepiej byśmy poszły na Smerfów! :)



 

7 comments:

  1. Powiem Ci dziewczyno, że mnie załamałaś... Ja rozumiem, że film może się nie podobać, przemoc może zniesmaczać, a fabuła niewytrwałych nudzić - w końcu nie ma obowiązku "Drive'a " wielbić. Ale co innego konstruktywna krytyka a co innego komentarz pod tytułem: nie podoba mi się bo nie zrozumiałam. Niech dowodem na szok jaki u mnie wywołałaś swoją ignorancją będzie to, że postanowiłam napisać ten komentarz bo zwykle nie udzielam się na blogach. Pozwól, że ci w skrócie wytłumaczę o co w filmie chodzi: jest on inspirowany kinem akcji z lat '80-tych, kinem noir, być może nieco westernem, przywołuje i polemizuje z klasycznym wizerunkiem "twardziela", bawi się konwencją melodramatu, stosuje typową dla postmodernizmu, grę cytatami i estetykę kiczu, posługuje się oniryczną atmosferą tworzoną przy pomocy tzw. gry światłem (PATRZ: choćby scena w windzie), specyficznej palety barw, zabiegu slow motion, kombinacji ciszy i owej oszczędnej muzyki, elektropopu, będącego komentarzem do sytuacji, pojawiającym się tylko wtedy, gdy jest to niezbędne. Wizerunek głównego bohatera, Gosling zbudował właśnie na ograniczonej do minimum mimice, milczeniu, skąpych wypowiedziach, mieszance nieśmiałej czułości i gwałtownej brutalności.Co do strojów, które tak szalenie śmieszyły Ciebie i Twoją kuzynkę to tu znajdziesz wszystko co warto wiedzieć na ten temat:http://devil-is-in-the-details.blogspot.com/2012/03/drive-real-hero.html#!/2012/03/drive-real-hero.html We wszystkie subtelności "Drive" (a uwierz na słowo, że jest ich wiele, bo to wyjątkowo przemyślana kompozycja)wnikać tu nie będę bo komentarz będzie za długi.Podsumowując: może faktycznie posłuchaj rady "kolegi z tyłu" i następnym razem wybierz się na "Smerfów" bo, nie obrażając,żeby nieco bardziej wysublimowane kino odczytać ( nie mówię: polubić), to jednak trzeba mieć jakieś kompetencje kulturowe.
    P.S mąż Irene ma na imię Standard, nie Gabriel

    ReplyDelete
    Replies
    1. Szanowna anonimowa komentatorko,


      Dziekuje za tak obszerny komentarz i wyjasnienie kwestii, kotrych nie dostrzeglam w tym filmie. Co do konstruktywnej krytyki, nie wiem czy mozna konstruktywnie krytykowac takie rzeczy jak film czy ksiazka. Bo i tak zostal on juz wyemitowany i nawet najkonstruktywniejsze uwagi wielkich znawcow nie spowoduja zadnych zmian, chyba ze zostana one wziete pod uwage przy tworzeniu innego podobnego filmu. Mozna natomiast, niezaleznie od poziomu wiedzy na ten temat, wyrazic swoje subiektywne wrazenia o filmie, co tez uczynilam. Te wrazenia moga miec rozny charakter, tak jak ludzie, ktorzy je wyrazaja. Przeczytalam kilka razy ten tekst, ale nie dostrzeglam tam takiej argumentacji jak "nie podoba mi sie bo nie zrozumialam". Zauwazylam natomiast obszerny opis rzeczy, ktore do mnie nie przemowily. Podejrzewam, ze Pani szok po przeczytaniu tego postu byl spowodowany miedzy innymi faktem, ze wyraza on zgola odmienna od Panskiej opinie.


      Mam wielka nadzieje, ze bedzie Pani mogla jakos przejsc przez to straszne zalamanie nerwowe i zyc dalej, dzielac sie swoimi wrazeniami z innymi znawcami takiego kina.

      PS: Pelne imie meza Irene to Standard Gabriel. Tak wiec, jesli wszystkie inne informacje przyjelam do wiadomosci, to te ostatnia pretensje bede musiala odrzucic. Nie dlatego, ze chce byc zlosliwa, po prostu sprawdzilam imiona postaci filmowych.

      Pozdrawiam serdecznie i zycze traktowac rzeczy z dystansem i nie przejmowac sie az tak bardzo, bo to moze miec zly wplyw na zdrowie.

      Elena

      Delete
  2. Szanowna Pani Eleno,

    Pozwolę sobie raz jeszcze skomentować Pani wypowiedź. Na początek uznam swój błąd - mąż Irene faktycznie nazywał się Standard Gabriel, tak więc w tym miejscu ma Pani zupełną rację. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że tylko w tym. Pozwolę sobie na powyższe uwagi odpowiedzieć w punktach:
    1. Dla pełnej jasności przytoczę słownikowe wyjaśnienie terminu "konstruktywny": zdolny do konstruowania; budujący; twórczy; dodatni ( za: Słownik wyrazów obcych PWN). Twierdzi Pani, że nie można "konstruktywnie", a więc twórczo, krytykować cudzych, ukończonych dzieł. Odpowiem, że według teoretyków filmu krytyka jest przedłużeniem aktu twórczego, sama w sobie będąc działaniem pomnażającym to, co w danym dziele zaprezentowali jego autorzy. Pisząc "pomnażającym" mam na myśli to, że wprowadza nowe jakości wpływające na odbiór dzieła, nie polegające, rzecz jasna, wyłącznie na pozytywnych opiniach. Wobec tego, tak, krytyka może a nawet powinna być konstruktywna.
    2. Aluzyjną uwagę o "wielkich znawcach kina" uważam za przejaw bezzasadnego sarkazmu, obecnego także w końcowych akapitach Pani wypowiedzi.
    3. Jeśli chodzi o wyrażanie subiektywnych opinii... W takim już świecie żyjemy, że każdy, nawet największy prostak i idiota ( proszę nie brać tego do siebie, wierzę, że mimo pewnych wad jest Pani inteligentną i rozsądną osobą) rości sobie prawo do żywienia Opinii. Dlaczego? Bo ma prawo. Nieistotne, że się nie zna, nie rozumie, nie wie o co chodzi. Do jego świadomości nie przesącza się zasada "nie znam się, to się nie wypowiadam". W dobie Internetu można zaobserwować prawdziwy wysyp wyżej opisanego przeze mnie podejścia.
    4.Mogę Panią najuczciwiej zapewnić, że mój szok nie został spowodowany samą odmiennością Pani opinii, bo jak napisałam w poprzednim komentarzu, nie ma obowiązku "Drive'a" wielbić. Zadziwił mnie raczej, mówiąc brutalnie, infantylizm i niekompetencja z jaką wyraża Pani swoje subiektywne opinie, nie motywując ich poważną argumentacją. Z każdego zdania Pani wpisu, bije niezrozumienie podstawowych kwestii. Zrozumiałabym, gdyby napisała Pani: "film zawiera takie a takie nawiązania do popkultury i innych gatunków filmowych, to i to było zabiegiem celowym. Mnie się jednak nie podobał, bo nie gustuję w tego rodzaju produkcjach, razi mnie przemoc, wolę więcej akcji itp." To byłaby opinia subiektywna, ale logiczna, KONSTRUKTYWNA. Pani zaś pokazując palcem na kolejne elementy filmu mówi jak dziecko - to jest be, to jest be, i to i to też. Rada na taką ignorancję jest jedna: oglądać więcej filmów, poznawać twórczość rozmaitych reżyserów, nawet tych mniej lubianych, bo tylko w ten sposób można wyrobić sobie gust filmowy i na takiej podstawie rościć sobie prawo do wyrażania Opinii.
    5. Dziękuję najserdeczniej za troskę o moje zdrowie i zapewniam, że szok jaki przeżyłam po przeczytaniu Pani wypowiedzi jednak nie będzie miał wpływu na moje dalsze życie, zaś jedynym jego efektem jest utwierdzenie mnie w przekonaniu, co do zatrważającej fali ignorancji zalewającej Internet.

    Pozdrawiam i życzę nieustępliwego podnoszenia poziomu wiedzy filmowej

    Anonimowa komentatorka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Witam ponownie:)

      Na początku chciałabym wyrazić swoje pozytywne zdziwienie na kolejny Pani komentarz, gdyż wspominała Pani poprzednio, że nie udziela się na blogach. Widzę jednak, że pojawiła się szansa na jakąś dyskusję.

      Myślę, że możemy kwestię imienia męża Irene uznać za zamkniętą. Nie był to aż taki duży błąd, rozumiem, że na fali emocji, jakie wzbudziłam swoim wpisem chciało się zakończyć pouczający post jakoś tak efektownie.

      Zgodzę się z Panią co do krytyki (chciałam tylko zwrócić uwagę na fakt, że w tej sprawie nie twierdziłam tylko wyrażałam wątpliwość) i dodam tylko, że fragment o wielkich znawcach wcale nie był sarkastyczną aluzją w stronę Pani, ja naprawdę miałam na myśli ogólnie znawców filmowych. Może Pani też jest wielkim znawcą, nie umiem tego stwierdzić, bo Pani nie znam. A w końcowych akapitach to też nie był sarkazm, tylko próba rozładowania atmosfery. Jest to tylko jeden z wielu blogów w internecie, a Pani wyraźnie ma podwyższone wymagania, jakby to był co najmniej jakiś znany magazyn filmowy. Takie Pani uwagi w stosunku do filmowych pism byłyby jak najbardziej proporcjonalne. Natomiast w stosunku do blogów w internecie ja bym zachowała odrobinę dystansu i potraktowała z przymrużeniem oka.

      Może nie mam racji, ale mnie się wydaje, że dosyć precyzyjnie zcharakteryzowałam film: jest tam wiele wątków, ale nie wszystkie są doprowadzone do końca. Mało akcji, sztywne dialogi, skąpa ścieżka dźwiękowa, stroje takie a nie inne. Może o tym samym Pani przeczytać także w innych recenzjach. Pozwoliłam sobie tylko w to wpleść swoje odczucia na ten temat. A Pani w swoim pierwszym komentarzu wyjaśniła mi, że to było wszystko przemyślane, że o to chodzi w takich filmach. Nie negowała Pani, że tak było, tylko przedstawiła dlaczego tak było. Może użyłam innych sformułowań niż Pani, wszak nie znam się za bardzo na takim gatunku, ale dla takiego laika jak ja to są wskazówki, że film im się nie spodoba, bądź spodoba - zależy co kto lubi.

      Przyznam nawet, że Pani wpis był raczej twórczy i wnoszący nową wiedzę do mojego światopoglądu, ale ten Pani początek o załamaniu i koniec sprawił, że poddałąm się pokusie utrzymania odpowiedzi w tym samym tonie. Gdyby wyciąć wstęp i podsumowanie (które zresztą powtarza to samo co napisałam sama o Smerfach) to byłby to całkiem ładny i konstruktywny wpis, ale rozumiem, że czasami chcemy pokazać swoją wyższość nad innymi, nazywając ich ignorantami i oskarżając o niekompetencję.

      Pani radę co do oglądania jak największej ilości filmów, również uważam za słuszną, nie jestem pewna czy chciałabym zgłębiać akurat ten gatunek, ale nie jest wykluczone, że obejrzę Drive po raz drugi, z nuż zmienię zdanie:)

      Jeszcze na koniec pozwolę sobie dodać, że może nie ma nic złego w tym, że ludzie nie znający się za bardzo bądź wcale na pewnych rzeczach wyrażają swoja opinię na ten temat. Ponieważ mogą oni dostrzegać rzeczy, które są niezauważalne dla znawców. Tym bardziej, że ten film był emitowany dla mas w Cinema City, a nie specjalnie dla znawców podczas jakiegoś festiwalu.

      PS: Może jednak Pani powinna więcej się udzielać na blogach i oświecać ludzi (tutaj żadnego sarkazmu, mówię zupełnie poważnie), którzy nie do końca odczuwają pewne rzeczy. Ale zdecydowanie powinna to Pani robić w bardziej życzliwy sposób, bez poniżania i krytykowania osoby, tylko postawy czy poglądu, bez epitetów i porównywania, tak na sucho, fachowo. Myślę, że to może przyczynić się w pewnym stopniu do podejmowania sensownych dyskusji "na temat", a nie będzie ograniczać się do emocjonalnych uniesień i obrażania poprzedników (jak to dzieje się na forach internetowych, gdzie niby zaczyna się fajnie: "co myślicie np. o tym zdjęciu?", a kończy się na "zdjęcie do bani" bez żadnej argumentacji oraz " jesteś idiotą).

      Pozdrawiam i życzę więcej wyrozumiałości dla blogowiczów.

      Elena

      Delete
  3. Witam

    Pozwoli Pani, że i ja wyrażę swoje pozytywne zdziwienie dotyczące zarówno szybkiej i,co stwierdzam z przyjemnością, szerokiej odpowiedzi z Pani strony, jak i ogólnego tonu w jakim Pani wypowiedzi są utrzymane. Co do sarkazmu uznajmy może, że jest on obopólny - w moim odczuciu dobrze dobrana ironia nie szkodzi, a wręcz podnosi jakość wypowiedzi. Miło mi także stwierdzić, że nie przechodzi Pani nad moją krytyką do porządku dziennego, ale zadaje sobie trud żeby ją przeanalizować, czego dowodzi wspomniana już przeze mnie obszerność Pani wypowiedzi.
    Jeśli chodzi o moje wymagania względem innych osób, to rzeczywiście są one wysokie. Mogę jednak zapewnić, że takie same mam względem siebie. Co do traktowania wpisów na blogach z przymrużeniem oka, to nie widzę powodu by lekko traktować wspomnianą już przeze mnie ignorancję tzw. wiejskich filozofów, pragnących zabierać głos w sprawach, o których nie mają pojęcia. Od osób, które chcą wyrażać swoje poglądy i które chcą by owe poglądy były traktowane serio, oczekuję minimum wiedzy, odrobiny profesjonalizmu - "wiedzenia o czym się mówi". Jeśli radzi mi Pani, żebym z przymrużeniem oka traktowała wpisy na blogach, to rozumiem, że zachęca mnie Pani do traktowania w ten sposób także Pani wypowiedzi, co z kolei prowadzi mnie do dosyć przykrego wniosku, że nie chce być Pani traktowana poważnie. W takim razie - jaki sens publikowania swoich przemyśleń, skoro nie chce się żeby były rozważane w kategoriach poważnych opinii? Co do profesjonalnych magazynów, to mrozi mi krew w żyłach sama myśl, że osoby publikujące swoje artykuły na łamach gazet, mogłyby wykazywać się taką niekompetencją, że ja, osoba której jednak sporo brakuje do profesjonalizmu, była w stanie to dostrzec.
    Muszę przyznać, że trochę zastanowił mnie akapit na temat wyrażania opinii przez tzw. laików. Po pierwsze można być laikiem mniejszym lub większym. Kino powinno dostarczać rozrywki wszystkim, ale moim zdaniem to nie oznacza, że nie powinno trzymać pewnego poziomu, bo może i popyt powoduje podaż, ale popyt też powinien być w jakiś sposób kształtowany - żeby szedł w ambitniejszym kierunku. "Drive" został bardzo dobrze przyjęty na ubiegłorocznym festiwalu w Cannes, należy do kina artystycznego, więc myślę, że dobrze się stało, że trafił na ekrany multipleksów, niezależnie, czy spodobał się szerokiej rzeszy odbiorców, czy nie. Jestem zwolenniczką teorii, że powinno się próbować oglądać, czytać, słuchać wszystkiego, właśnie w celu wyrobienia sobie określonego gustu.
    Odnosząc się do Pani uwagi na temat braku życzliwości w moich wypowiedziach, przyznaję, że nie są one najłagodniejsze, ale uważam, że nie są też chamskie czy ukierunkowane na poniżanie kogokolwiek. Wypowiedzi "ostre" to niekoniecznie obraźliwe, staram się nie zniżać do tekstów w rodzaju "jesteś gupi", a raczej argumentować. Mnie też drażnią dyskusje, które zaczynają się niby od wymiany poglądów, a kończą na wzajemnym obrzucaniu się błotem.

    P.S Wracając stricte do charakterystyki filmu, to w tej wypowiedzi ujęła Pani jego domniemane wady w nieco odmienny sposób. Bardziej obiektywny. Mało akcji - zgadza się, sztywne dialogi ( ja bym to raczej określiła jako minimalizm aktorski, ale można i tak), skąpa muzyka - zgadza się. Jasne, można się znudzić, po raz trzeci zaznaczam, że nie trzeba na siłę być fanem tego typu kina, ale rzecz w tym żeby odczytać funkcję takich zabiegów. Myślę, że w dużej mierze do zawodu jaki niektórym może sprawić ten film, przyczynia się sposób w jaki dystrybutorzy konstruują opisy filmów i jak zmontowane są ich trailery. Często można odnieść wrażenie, że ich autorzy opisują zupełnie inną produkcję.

    Pozdrawiam

    Anonimowa komentatorka

    ReplyDelete
  4. Dobry wieczór(zgodnie z porą o której odpisuję na ten komentarz),

    W nawiązaniu do ostatnich zdań: "Myślę, że w dużej mierze do zawodu jaki niektórym może sprawić ten film, przyczynia się sposób w jaki dystrybutorzy konstruują opisy filmów i jak zmontowane są ich trailery. Często można odnieść wrażenie, że ich autorzy opisują zupełnie inną produkcję." Ja również "dałam się nabrać" na opis i zwiastun tego filmu. Miałam zupełnie inne oczekiwania idąc na ten film. Poderjrzewam, że to jest główny powód, z jakiego odniosłam takie, a nie inne wrażenia. I z tego co czytałam potem na forum wynikało, że nie byłam jedyna. Opisy filmów są sporządzane z głównym celem przyciągnięcia widzów, a już w kolejnym rzędzie niosą wartość informacyjną, jeśli wogóle. Na filmy, wszystko jedno jakie, powinno się iść najlepiej bez żadnych oczekiwań i skupić się na ekranie, a potem dopiero analizować. No coż, mam nauczkę:)

    Jeszcze wrócę do wpisów na blogach. Nie miałam na myśli niepoważne traktowanie autorów, tylko raczej odbieranie wszelkich przekazów z dystansem, z zimną krwią. Zapoznać się z materiałem, przenieść to przez pryzmat własnej wiedzy i doświadczeń i albo wynieść z tego coś nowego, albo pozostać przy swoim zdaniu.

    Ja również mam podwyższone wymagania, zarówno do siebie, jak i w stosunku do innych, ale trzymam się ich kurczowo tylko jeśli dotyczy to trochę innych dziedzin. Nie mówię, że kultura jest mniej ważna niż inne dziedziny życia, ale o ile wypowiadanie się i dyskusje dotyczące filmów, książek i innych utworów są, nazwijmy to "niegroźne", i niedoskonała wiedza w tej dziedzinie nie sprawia większej krzywdy otoczeniu, (oprócz niesmaku i rozgoryczenia niektórych osób), to nie popieram takiej postawy osób, których decyzje, podejmowane na podstwaie niepełnej lub nieprawidłowej informacji, wpływają na innych ludzi. Co do opinii na różne tematy, wiadomo, zawsze się znajdą głosy za i przeciw.

    Niestety czasami można i na łamach gazet spotkać się z pospiesznymi wnioskami, błędami i kawałkami informacji wyrwanymi z kontekstu i podanaymi w taki sposób, jak było autorowi lub wydawcy wygodnie, żeby stworzyć sensację i podnieść sobie sprzedaż. Dlatego pozostaję przy zdaniu, że wszystko co się czyta w różnych źródłach informacji należy traktować z dystansem. W dużym uproszczeniu, to wszystko co tworzy człowiek ma w sobie pewną dozę subiektywizmu, ponieważ przechodzi to przez pryzmat światopogłądu i opinii autora i przedstawia on publiczności to, co jemu wydało się ważne i warte powiedzenia/pokazania. I znowuż, ktoś będzie z nim solidarny w 100%, inni zgodzą się tylko częściowo i będą mieli jakieś wątpliwości, a jeszcze inni wogóle nie znajdą wspólnego mianownika. A nam nie pozostaje nic innego, jak tylko te różnice zaakceptować, ignorować bądź próbować coś zmienić, z róznym skutkiem.

    Pani wypowiedzi są dalekie od chamstwa, raczej zawierają pewną ilość ironii, mającej na celu zaczepić albo pozostać niezauważalną. Pierwszy przypadek tyczy się osób(odbiorców) o wysokim lub średnim poziomie inteligencji ogólnej, a drugi - osób u których ten poziom jest niewystarczający, żeby dostrzec i zrozumieć subtelne znaki.

    Jeszcze wracając do samego tekstu, po zidentyfikowaniu cech charakterystycznych filmu celowo ubrałam je w nieco przesadzoną ironię. Niektórych to może zabawiać, niektórych irytować, ważne, żeby nie pozostawali obojętni. Nasuwa się tutaj powiedzenie "Nie ważne co mówią, ważne żeby mówili". Poniekąd zgodzę się z tym, bo każdy (normalny) feedback (przepraszam z mój francuski:) się liczy. Ale ważny jest sposób w jaki sprowokowało się ludzi do mówienia. Nie dołączyłam zdjęcia nagiej panienki, ani też nie mam 5 kochanków i 2 mężów, tylko napisałam tekst i wyraziłam swoje zdanie.

    ReplyDelete
  5. PS: Taka mała dygresja a propos tego, że każdy ma prawo do zdania:) Fakt, że każdy mniej lub bardziej inteligentny człowiek (żeby nie powiedziej gorzej) rości sobie prawo do własnego zdania może się wywodzić (oprócz tego, że ma się do tego prawo), także z natarczywych zachęceń innych do wyrobienia sobie opinii na każdy temat. Moja nauczycielka języka polskiego zawsze nam mówiła, że musimy mieć zdanie na każdy temat, nie ważne czy nam się ten temat podoba, czy się na nim znamy, czy nas interesuje. Nie przyjmowała odpowiedzi "nie mam zdania na ten temat". Więc może niektórzy myślą, że własne zdanie muszą mieć w każdej sytuacji i co więcej, to zdanie wypowiadać, trzeba czy nie trzeba:)
    Ja ogólnie nie jestem zbyt podatna na oddziaływanie zewnętrzne, więc po tych lekcjach nadal myślę, że można sobie czasami pozwolić nie mieć zdania, ale nie obawiam się też wyrażać go jeśli go mam, szczególnie, jeżeli nikomu się od tego nie dzieje jakaś krzywda.

    Pozdrawiam,

    Elena

    ReplyDelete